Siga Siga - My Word na Facebooku oraz na
Instagramie
3 września... nie było zbyt ciepło. Staliśmy przed szlabanem przy wjeździe na parking koło lotniska. W końcu udało nam się obsłużyć parkomat i wjechaliśmy na szutrowy parking położony koło lasu...
Nasz samolot miał odlecieć dopiero za 2 godziny, ale nie chcieliśmy się spóźnić. Po drodze zawsze mogą wydarzyć się najróżniejsze rzeczy...
Strach przed lataniem brał górę i w głowie krążyła jedna myśl: "najniebezpieczniejszy etap podróży masz już za sobą..." W końcu to powszechna wiedza, że najwięcej wypadków zdarza się jednak na drodze, a nie w powietrzu.
Wsiedliśmy do samolotu...
Po 3 godzinach, nocą w Heraklionie wysiadaliśmy z samolotu. Od razu od wyjścia uderzyło nas ciepłe powietrze o zapachu jakiego nie ma nigdzie i dźwięki - głośne cykady nie pozwalały o sobie zapomnieć. W końcu trzeba było ściągnąć kurtki :) Na miejscu czekał na nas Kostas - mężczyzna, którego poproszono o zabranie nas z lotniska do hotelu. Wsiedliśmy do pickupa, który wydawał się szary, ale chyba w rzeczywistości miał inny kolor. Cały był obsypany pyłem, kurzem i chyba ziemią. Kierowca mknął przez drogę z prędkością światła. Nie wiem do tej pory jak on to robił. Drogę musiał znać na pamięć bo w zakręty wchodził z niebywałą prędkością. Ja tylko kurczowo trzymałam się uchwytu w podsufitce i modliłam się aby nasze bagaże nie wypadły z paki.
Po zakwaterowaniu w hotelu Panorama w Agia Pelagia (nie bez problemów niestety) padliśmy na łóżko i obudziliśmy się dopiero o 9:00 rano dnia następnego. Było bardzo ciepło. Niestety okazało się, że w hotelu mieli podobno "drobne i przejściowe" problemy z pokojami... Oznacza to tyle, że niestety pokoju dla nas nie mieli. Ulokowano nas tymczasowo w pokoju 4 osobowym - podobno tylko do rana. Niestety rano okazało się, że ten pokój będziemy mieli jeszcze do następnego dnia.
Pod tym względem zaczęło się robić naprawę niezbyt miło ponieważ nie mogliśmy rozpakować bagaży i czekaliśmy na nasze docelowe lokum, a najlepiej - jak to powiedziała Pani z recepcji - jakbyśmy byli na miejscu...
Poszliśmy zwiedzać miejscowość. Na razie na piechotę...
|
Agia Pelagia |
|
Agia Pelagia |
|
Plaża w Agia Pelagia |
|
Plaża w Agia Pelagia |
Najbardziej zachwycała nas roślinność i kwitnące wszędzie kwiaty. Postanowiliśmy nie psuć sobie humorów sytuacją w hotelu i wykorzystać ten czas na Krecie maksymalnie. Poza tym trzeba było kupić najpotrzebniejsze rzeczy: nakrycia głowy, materac do pływania, wodę do picia, olejki do opalania i coś do jedzenia. Trzeba też było zrobić rozeznanie gdzie są najbliższe sklepy i jak wygląda plaża :) a przy okazji można było zażyć pierwszej kąpieli. Okazało się, że nasz hotel jest położony dość daleko od plaży i sklepików, a na dodatek na wzgórzu. Nie zmienia to jednak faktu, że tą drogę naprawdę można było przemierzać codziennie po kilka razy. Widoki oszałamiały...
|
Roślinność na Krecie |
|
Roślinność na Krecie |
|
Droga z hotelu do centrum |
|
Droga z hotelu do centum |
Okazało się, że nasz hotel oferuje wypożyczenie auta, co bardzo nas ucieszyło. Nie potrzebowaliśmy wiele :) Nie jesteśmy zwolennikami luksusów. Dla nas prawdziwym luksusem są widoki, przyroda i zapach jaki unosił się w powietrzu. Właśnie dlatego nie mieliśmy wielkich wymagań. Wystarczył mały sprawny samochodzik, najlepiej z działającą klimatyzacją.
Dostaliśmy błękitnego chevroleta Spark. Śmieszne małe autko, którym, jak się później okazało mieliśmy zjechać blisko 900 km i zobaczyć wiele niesamowitych miejsc.
5 września... mknęliśmy naszą błękitną pszczółką na wschód wyspy. W planach była Elounda i Agios Nikolaos oraz kąpiel w zatoce Mirabello...
Mój - jeszcze wtedy - przyszły mąż wypatrywał dzielnie plaży i wody, a ja chłonęłam wszystko oczyma: każdą budowlę, kapliczkę, dom, każdy kwiat, każde drzewo, każdy pagórek, każdą skałkę... Z niecierpliwością czekałam co kryje się za następnym zakrętem.. a mój Misiek... uosobienie spokoju, bez emocji odpowiadał: "mmmhm - pięknie". Ktoś w tym związku musi być zrównoważony :D
|
Widok na jeziorko Voulismeni z klifu |
Dojechaliśmy. Naszym oczom ukazało się
Agios Nikolaos. Obiegliśmy uliczki, zajrzeliśmy do większości sklepików.
|
Agios Nikolaos - widok z mostku
w kierunku na jezioro Voulismeni |
|
Jezioro Voulismeni - Agios Nikolaos |
|
Grota rybaków |
Obeszliśmy też ścieżką całe jeziorko dookoła. Naprawdę warto to zrobić, ponieważ z góry z klifu rozciąga się niezwykły widok na miasto, na jeziorko, zatokę. A przy okazji teren jest tak zagospodarowany,że naprawdę wokół tego jeziorka można chodzić bez końca, a przy tym można tam znaleźć takie oto zakamarki:
Agios Nikolaos położone jest nad piękną zatoką Mirabello. Kiedyś miasto to było maleńką wioską rybacką, a obecnie jest to tętniący życiem kurort turystyczny w środku którego znajduje się maleńkie, ale bardzo głębokie jezorko Voulismeni. Podobno ma aż 64 m głębokości. A według legendy dawno dawno temu kąpała się w nim Atena. Niegdyś jeziorko to było akwenem zamkniętym o słodkiej wodzie. Obecnie z morzem połączone jest kanałem. Jak podaje legenda - jezioro to ma nie mieć dna. A przekonanie takie bierze się z nieproporcjonalnie dużej w stosunku do wielkości jeziora głębokości. Poza tym.... przekonanie takie jest związane również ze zmianami poziomu wody po trzęsieniu ziemi jakie nastąpiło na cykladzkiej wyspie Santoryn w 1956 r. co podobno ma sugerować podziemne połączenie pomiędzy jeziorem, a cykladzką wysepką.
|
Jezioro Voulismeni |
|
uliczki Agios Nikolaos |
|
Agios Nikolaos |
|
w drodze z Agios Nikolaos do Eloundy |
|
miejska plaża w Agios Nikolaos |
|
plac w okolicach jeziorka |
|
ujście kanału łączącego
jeziorko z morzem |
Tę wycieczkę zakończyliśmy w Eloundzie.
Elounda - to niesamowite niezmiernie klimatyczne miasteczko nad zatoką Mirabello. Co niezwykle ciekawe- Elounda powstała w miejscu dawnego grecko - rzymskiego miasta Olous. Dziś z lądu widać jedynie jego ruiny zatopione w morzu. Kreta jest cały czas w ruchu. Spowodowane jest to przemieszczaniem się płyt tektonicznych, co przyczynia się do obniżania wschodniej części wyspy, a wynoszenia zachodniej. Niesamowite zjawisko. Aby z bliska zobaczyć afekt zatapiania tej części wyspy należy przejechać wąskim nabrzeżem od strony miasta Elounda w kierunku półwyspu o tej samej nazwie co wyspa trędowatych - Spinalonga. Z tego miejsca widać ruiny zatopionego miasta Olous, jeszcze niedawno używane zbiorniki do pozyskiwania soli oraz przepiękne nieczynne wiatraki.
|
Widok na zatokę Mirabello,
półwysep Spinalonga |
|
Wiatraki, pozostałości po Olous |
|
wiatraki w Eloundzie |
Tyle jeżdżenia, chodzenia, szukania zjazdów i ścieżek - zrobiliśmy się głodni. W Eloundzie poszliśmy na obiad do greckiej tawerny i na sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy. Nigdzie indziej pomarańcze nie mają takiego
smaku jak w Grecji.
Obowiązkowo trzeba było pójść na souvlaki. Usiedliśmy na spokojnie w knajpce i cieszyliśmy się spokojem, widokami i pięknym słońcem. Teraz już chcieliśmy pójść tylko na plażę, wykąpać się i nacieszyć jeszcze oczy zatoką.
Z niewielkiego portu w Eloundzie odpływają stateczki na wyspę -
Spinalonga. Na wyspie w XVI wieku zbudowano fortecę. Było to swoistego
rodzaju leprozorium - miejsce zesłań osób chorych na trąd, które
funkcjonowało jeszcze do 1957 r. Było to ostatnie tego typu miejsce w
Europie. Obecnie wyspa ta nie jest zamieszkała. Stanowi jedną z głównych
atrakcji turystycznych Krety i można ją zwiedzać. My tym razem na
Spinalongę nie popłynęliśmy, ale wyspę tę poznałam kilka lat wcześniej.Elounda jest miejscem niezwykle ciekawym i zaskakującym położeniem,
architekturą, plażami, zatoką, roślinnością, portem, a nawet drobnymi
niespodziankami jakie można znaleźć w porcie, np. porzucony motor... Na
mnie ta miejscowość robi niesamowite wrażenie.
|
Zatoka Mirabello
widok z plaży w Eloundzie |
|
Zatoka Mirabello |
|
motor w porcie |
|
centrum miasteczka |
|
centrum miasteczka |
|
Elounda - niesamowite widoki |
|
plaża w Eloundzie |
|
port |
Wróciliśmy późnym wieczorem do Agia Pelagia zmęczeni, ale szczęśliwi. Na miejscu okazało się, że jest dla nas w końcu pokój!! Eureka. W końcu mogliśmy rozłożyć się w swoim pokoju i rozpakować bagaż. Dziwna to była sytuacja... ale cóż... Zdarzyło się. Przenieśliśmy się, rozpakowaliśy po czym poszliśmy do baru i wychyliliśmy kieliszek raki. Tego było nam trzeba po całym dniu.
|
wyspa Dia widoczna z Heraklionu |
6 września ...obudziliśmy się wcześnie i poszliśmy zjeść śniadanie. Nie było jeszcze takiego upału, więc postanowiliśmy, że zaraz po śniadaniu wsiadamy w auto. Heraklion i Knossos - to były nasze cele na dzień dzisiejszy...
Z okolic Heraklionu widać wyspę o nazwie Dia. Legenda związana z powstaniem tej wyspy jest naprawdę niesamowita, a brzmi ona tak: Dawno dawno temu... :) olbrzymia jaszczurka chciała pożreć Kretę. Zobaczył to Zeus i postanowił rzucić na nią grom, który ją zabił i powalił na morze... Tak właśnie powstała wyspa Dia, która do dziś jest zamieszkała jedynie przez kozy.
Heraklion jest stolicą wyspy. Jest to największe miasto na wyspie i centrum administracyjne. 6 km dalej leży słynne Knosos. Miasto warte odwiedzenia, chociażby po to aby zobaczyć wenecką fortecę w porcie, przepiękny kościół świętego Tytusa, siedemnastowieczną fontannę Morosini z głowami lwów i niesamowite targowisko, na którym dostaniemy absolutnie wszystko.
|
targowisko w Heraklionie |
|
Kościół Świętego Tytusa w Heraklionie |
|
jedna z uliczek miasta |
|
fontanna Morosiniego |
Targ pełen jest owoców, warzyw, ryb, miodów, oliwek, lokumi, baklavy, którą uwielbiam... Ale znajdziemy tam również takie rzeczy jak gąbki, muszelki, magnesiki na lodówkę, kapelusze, noże, mydełka oliwkowe, serwetki, ubrania, chusty, ouzo, raki... wszystko absolutnie wszystko. Naprawdę warto przejść się między straganami, można nabyć wiele ciekawych rzeczy i wpaść na sporo pomysłów na prezenty dla bliskich i pamiątki dla siebie.
W Heraklionie zjedliśmy obiad. Mój Misiek zasmakował bardzo w souvlakach. Ja natomiast przebierałam w potrawach chcąc próbować coraz to innych smaków. Z Heraklionu wyruszyliśmy do Knossos.
Pałac minojski w Knossos jest obowiązkowym punktem każdego żądnego wiedzy turysty wielbiciela Grecji. Jego historia związana jest z greckimi mitami o słynnym Minotaurze, Ariadnie, Dedalu i królu Minosie. Trzeba mieć na względzie oczywiście to, że jest to miejsce bardzo popularne wśród turystów, więc i kolejki do kasy są spore. Troszkę trzeba było odstać, ale warto.
|
dojście do kas przed wejściem do Knossos. |
|
Tłumy w kolejce do sali tronowej |
|
ruiny pałacu |
|
Knossos |
|
olbrzymie pitosy |
Wracając z Knossos postanowiliśmy pojechać do Pezy. To włąśnie tam znajduje się słynna wytwórnia oliwy Minos. Wytwórnię można zwiedzać. Na jej terenie znajduje się również sklepik, w którym można kupić oliwę, oliwki lub kosmetyki robione na bazie oliwy.
Wycieczka do Pezy jest bardzo ciekawa. Podczas zwiedzania można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy na temat zbiorów czy samego wytwarzania oliwy. Oczywiście nie omieszkaliśmy zakupić oliwę i mydełka.
Nastała pora by wracać do Agia Pelagia. Robiło się już późno, a i zmęczenie dawało o sobie znać. Na następny dzień zaplanowaliśmy dłuższą trasę.
7 września ... droga na Balos
Długo zastanawialiśmy się, czy jechać do Kisamos i tam wsiadać na statek, czy jednak jechać autem bezpośrednio na Balos. Wygrała opcja druga. Między innymi ze względu na odległość. Statki odpływają z rana, tak aby cały dzień spędzić na lagunie, a my do Kisamos mieliśmy prawie 160 km.
Stwierdziliśmy, że jedziemy na lagunę autem. Nie chcieliśmy być uwiązani czasowo. Droga nie była ciężka - przynajmniej nie do Kaliviani (tam się rozjeżdżają ścieżki i wjeżdża się na szutr). Jedno co się dało zauważyć, to to, że w miarę zbliżania się do zachodniej części wyspy znacząco zmieniła się roślinność. Miałam wrażenie, że ta część wyspy jest znacznie bardziej zielona niż część wschodnia. Mam na myśli roślinność przy drodze narodowej - nie na półwyspie przez który prowadzi droga szutrowa do laguny ;-)
|
droga na Balos |
|
droga na Balos |
|
droga na Balos |
|
droga na Balos - widoki |
|
samochody wzdłuż drogi szutrowej |
|
samochody parkujące wzdłuż
drogi szutrowej |
|
kamienie.... wszędzie kamienie |
Sama droga przez półwysep nie była ciężka. Co prawda szutrowa nawierzchnia nie pozwalała na prędkość więc sam przejazd długo trwał, a przy tym wytrzęsło nas nieźle. Jednakże trzeba przyznać, że jest dość szeroka i uważając można bezpiecznie nią przejechać. Emocje budził fakt, że oto zaraz zobaczymy najpiękniejszą lagunę na wyspie. Ze względu na fakt, że dojechaliśmy na miejsce po 11:00 - na parkingu nie było już miejsca. Samochody zaczynały parkować wzdłuż szutrowej drogi i okazało się, że mamy jeszcze sporo do przejścia do samego parkingu. Na miejscu znaleźliśmy ... hmmmm... toaletę i bar. Wszystkiego pilnowały kozy, które radośnie skakały po maskach niektórych samochodów...Po wrażeniach jakie na nas zrobił parking spodziewaliśmy się, że laguna
musi być naprawdę niesamowita. Więc zaczęliśmy iść..... i iść... i
iść.... kamienistą drogą wśród wzgórz... Dobrze, że nie nabraliśmy
bagażów, mieliśmy nakrycia głowy i zapas wody.
|
Na greckich wyspach osiołki niestety
ciężko pracują |
|
osiołak na Balos |
|
bar i kozy |
Żar lał się z nieba. Tego dnia na niebie było trochę chmur, ale nie wpływały one na temperaturę.... było piekielnie gorąco...Wreszcie ścieżka zaczynała prowadzić w dół... pojawiły się nawet jakieś schodki, aż nagle naszym oczom ukazała się laguna...
|
toaleta |
|
droga w kierunku do laguny |
|
laguna Balos |
|
zejście do laguny... |
|
w oddali Gramvousa |
|
laguna Balos |
|
Osiołki |
|
laguna Balos |
Wreszcie dotarliśmy... wypoczynek na lagunie był cudowny. Widoki cieszyły oczy, a lazur wody był niesamowity. Co jakiś czas do brzegu dobijały statki z kolejną falą turystów. To naprawdę niesamowite jakie cuda tworzy natura... i do tego wszystkiego.... różowy piasek.
|
statki dowożące turystów |
|
różowy piasek na Balos |
|
stoisko z miodami na drodze na Balos |
Zejście do Laguny, zejściem, ale po kąpieli w płytkich i ciepłych lazurowych wodach trzeba było wracać do auta... Powrót już nie był taki prosty. Setki schodków pod górę. Z osiołków nie skorzystaliśmy i tak na prawdę mało kto korzystał z ich usług. Warunki panujące na Balos nie sprzyjały ułatwieniu ich pracy: upał, słońce i chyba za mało wody do picia dla tych zwierzaków.
|
kozy Kri Kri |
Zdaję sobie sprawę, że od wieków te zwierzęta były wykorzystywane do celów tragarzowych, że taka ich rola w Grecji. Jednak warunki w jakich były tam utrzymywane skutecznie nas od tego odwiodły.
Pod górę wdrapaliśmy się na piechotę. Dotarliśmy do auta i postanowiliśmy pojechać do Chani na obiad i spacer (resztką sił). Zresztą naszło już troszkę chmur. Po drodze żegnały nas kozy i trafiliśmy jeszcze na stoisko miodów.
|
droga powrotna |
Chania - miasto założone przez Wenecjan. Najpiękniesza Chania - z klimatycznym starym miastem, z meczetem janczarów i piękną latarnią morską. W okolicach Chani znajduje się śródziemnomorska Baza Sił Zbrojnych USA.
Było już dosyć późno. Po 17:00 dopiero dojechaliśmy do miasta i
szukaliśmy jakiegoś miejsca do zaparkowania. A z tym niestety był
problem. Ludzie na Krecie parkują gdzie popadnie i jak popadnie, łącznie
z ustawianiem samochodów dookoła ronda.
|
mała restauracja w uliczkach Chani |
|
parkowanie w Grecji |
Tego dnia zmęczenie dawało o sobie znać... Znaleźliśmy maleńką knajpkę, w której postanowiliśmy usiąść i zjeść coś w końcu. Misiek przysnął przy stole, a i mi oczy się już zamykały. Było gorąco, chmury gdzieś rozpierzchły. Zjedliśmy obiad i postanowiliśmy przejść się po wąskich uliczkach mojej ukochanej Chani i oczywiście przejść się do latarni morskiej, z której rozpościera się niesamowity widok na meczet, i miasto z górami w tle.
|
latarnia Faros |
Faros - piękna XVI - wieczna latarnia morska powstawała przez 6 lat. Od początku miała pełnić funkcje nie tylko świetlne.Miała bowiem bardzo ważne znaczenie strategiczne. Idąc do latarni przechodzi się przez twierdzę Frikas, która razem z Faros stanowiły wrota zamykające wejście do portu. Do podstawy latarni przymocowany był bowiem gruby łańcuch, który w razie niebezpieczeństwa był napinany tworząc barierę.
|
Widok na Faros |
|
Nabrzeże w Chani |
|
Chania |
|
Widok z twierdzy |
|
Chania |
|
Widok na meczet i góry |
Powoli trzeba było wracać do Agia Pelagia. Byliśmy naprawdę zmęczeni, a przed nami było jeszcze 125 km drogi. Wyjeżdżaliśmy o zachodzi słońca. W drodze zastał nas zmrok. Do Agia Pelagia dotarliśmy bardzo późno i padliśmy zmęczeni. Nie chciałam nastawiać budzika na następny dzień. Czasami naprawdę trzeba się wyspać ;) Poza tym wspólnie postanowiliśmy, że nasz pobyt na Krecie jest tym razem dość krótki, bo tylko 7 dni, że musimy mieć trochę czasu na zwykłe lenistwo. Wieczorem cykady koiły nas do snu :)
|
National Road - Kreta |
8 września... Rano obudziliśmy się wcześnie... mimo braku budzika, mimo wczorajszego zmęczenia i postanowienia o wyspaniu się. Nie mogliśmy spać... nie tu... wyśpimy się w Polsce jak wrócimy z urlopu ;) Tym razem postanowiliśmy nie zapuszczać się w daleką trasę. Poza tym, na naszej liście miejsc, które koniecznie trzeba odwiedzić na Krecie był klasztor....
Moni Arkadiou. Wsiedliśmy więc do naszego autka i ruszyliśmy w kierunku Rethymno. Z Agia Pelagia do monastyru było ok 60 km. W końcu dojechaliśmy do Skalety. I tu zaczęliśmy się rozglądać nad rozjazdem, który pokierowałby nas na właściwą drogę. W końcu, po niedługim czasie udało nam się obrać odpowiedni kierunek.
|
drzewo oliwne |
Skręciliśmy w boczną drogę prowadzącą w kierunku Monastyru. Jezdnia zrobiła się węższa, a nawierzchnia postawiała sporo do życzenia. Mijaliśmy po drodze maleńkie wioski i cudne gaje oliwne. Jedno co mi spokoju nie daje w Grecji to ten nieporządek. Niezależnie od tego czy jesteśmy w mieście, czy na wiosce, czy poruszamy się drogą narodową, czy jedną z bocznych dróg - wzdłuż jezdni walają się śmieci (worki, reklamówki, papiery, opakowania po chipsach). Do tego wszystkiego najwyraźniej nikt chyba nie zamierza ich sprzątać. Zastanawiam się, czy w ogóle komuś to przeszkadza. Mknęliśmy wąskimi uliczkami, rozglądając się za kolejnymi znakami kierującymi nas do klasztoru. Droga robiła się coraz węższa i miała coraz więcej serpentyn. Widoki stały się bardziej urozmaicone, z jednej strony skały, z drugiej urwiska, lasy i wysokie drzewa. rejon ten był znacznie bardziej zielony. Widoki z całą pewnością robiły wrażenia.
|
małe miejscowości charakteryzują
się tym, że pomiędzy domami
nie ma chodników |
|
kapliczka |
|
wioski mijane w drodze do klasztoru |
|
klasztor z zewnątrz |
W końcu naszym oczom ukazały się mury okalające monastyr. Zaparkowaliśmy samochód i podążyliśmy w kierunku zabudowań. Moni Arkadiou jest symbolem. Synonimem walki o wolność i buntu wobec tureckiej okupacji. Podczas powstania, które wybuchło w 1866 r. Klasztor był siedzibą sił powstańczych - dlatego też stał się celem dla wojska tureckiego. W Klasztorze schronił się blisko 700 kobiet i dzieci. Powstańcy podczas najazdu tureckiego bronli się do końca, jednakże dramatyczne sytuacje doprowadziły do tego, że grecy zostali praktycznie zepchnięci do 2 pomieszczeń, w których przechowywany był proch strzelniczy. Kreteńczycy nie mieli zamiary poddać się tureckiej armii. Dlatego też podjęi dramatyczną decyzję o podpaleniu prochu. Zginęło prawie 1000 osób.
|
dziedziniec |
|
dziedziniec |
|
pozostałości |
|
dziedziniec i klasztor widziany
od tylnej ściany |
|
Plaża Psaromoura |
Po kilku kółkach w Agia Pelagia udało nam się znaleźć dojazd na parking niedaleko poszukiwanej przez nas plaży. Wyglądał niepozornie, suche klepisko... albo może raczej - wyglądał jak większość greckich parkingów. W niewielkiej odległości od parkingu było zejście na plażę. Byłam zachwycona. Włąśnie takie plaże najbardziej uwielbiam. Niewielkie, zatoczkowe, wśród skałek. Mój Misiek również był zachwycony. Chyba najbardziej tym, że mógł się w końcu położyć i zrelaksować.
Tego wieczoru usiedliśmy na spokojnie na tarasie hotelowym i napiliśmy się ouzo. Pomału kończył się nasz pobyt.
Zdaliśmy kluczyki od auta w recepcji hotelu. Nasz objazd po Krecie zakończył się na blisko 900 km. Sporo zobaczyliśmy, ale jeszcze więcej jest do zobaczenia wciąż przed nami. Popijając ouzo planowaliśmy, że musimy koniecznie wrócić na Kretę, bo jest całe mnóstwo rzeczy które jeszcze chcemy zobaczyć przede wszystkim Moni Katholiko, ELafonissi, Aptera, Lasithi i jaskinia Dikti.
9 września... Przedostatni dzień na Krecie spędziliśmy na plaży w Agia Pelagia i snując się po miasteczku.
|
relaksik |
|
plaża |
|
kościółek w Agia Pelagia |
|
widok na zatoczkę |
|
wyspa Dia widziana z okna samolotu |
10 września... niestety dobiegł końca nasz pobyt na Krecie. Pora aby zabrać bagaże i jechać na lotnisko. To koniec naszego urlopu. W Polsce wylądowaliśmy o 21:00 Zabraliśmy bagaże, odnaleźliśmy nasze auto na parkingu i jechaliśmy do domu...
Przed nami już tylko plany na kolejny raz na Krecie. Całą drogę myśleliśmy co jeszcze chcielibyśmy zobaczyć, gdzie nie zdążyliśmy pojechać.
Nasza przygoda na Krecie dopiero się rozpoczęła... i jeszcze jej nie kończymy...
Mam całkiem podobne zdjęcia z wielu miejsc, które opisałaś- i fajnie czytać o nich i widzieć je okiem innym niż moim :) Na Krecie byłam wiele razy, miałam również przyjemność tam pomieszkać - jeśli masz ochotę poczytać, zerknij :) http://motyw-kobiety.miejsce-akcji.pl/category/edu/page/3/
OdpowiedzUsuńTo Krecisko wpłynęło na wiele decyzji w moim życiu - może nawet na przykład taką, że za kilka dni znów wyląduję w Grecji :)
Pollous heretismous!
Grecja uzależnia :)
UsuńDziękuję za zaproszenie do Twojego bloga. Na pewno poczytam bo jestem ciekawa tego jak inni postrzegają tą wyspę, a przy okazji można odkryć wiele ciekawych miejsc ;)
My w Grecji planujemy lądować we wrześniu :)
Zapraszam Cię również na fb mojego bloga https://www.facebook.com/SigaSigaEllada/
Sam planuje podróż na Kretę samolotem. Organizacja takie urlopu to spore wyzwanie. Nie zapomnijcie zarezerwować parkingu przed lotniskiem. To bardzo ważne.
OdpowiedzUsuńhttps://b1parkingbalice.pl/
Kreta to naprawdę przeurocze miejsce na rodzinne wakacje :) https://www.odlotowyparking.pl/
OdpowiedzUsuń