Flag Translate

Lista rozwijana - podróże

Wyprawa na wulkan

Rejs Adonisem - widok na Nea Kameni i Palea Kameni
15 września... o 6:00 zadzwonił budzik i zerwał nas na równe nogi.Wiedzieliśmy, że to będzie dzień pełen wrażeń. Czekała nas prawdziwa wyprawa na najprawdziwszy wulkan, do tego aktywny i w dodatku o wzmożonej aktywności notowanej od 2011 r....
Już sam pobyt na Santorini budził we mnie emocje i dziwne uczucie niepokoju, a tymczasem  czekał mnie rejs na wulkan...
Kumulacja wszystkich czynników stresogennych: rejs statkiem po kalderze o głębokości 300 m, wulkan grożący wybuchem, kąpiel w gorących źródłach do których trzeba DOPŁYNĄĆ ale najpierw WYSKOCZYĆ ZE STATKU brrrr... do wody w której nie czuje się dna i tego dna jednak nie widać tutaj. 
Na szybko zjedliśmy śniadanie. Przełknęłam odrobinę płatków z mlekiem i miodem i popędziliśmy na skrzyżowanie, na którym czekał na nas autobus...
Podróż autobusem minęła prawie bez stresu... prawie ponieważ okazało się, że aby dostać się na łódź którą mieliśmy płynąć na wulkan trzeba było zjechać serpentynami do portu... 
Z zamkniętymi oczami dojechałam na sam dół do Ormos Athinios.  W porcie czekał na nas Adonis. 
Adonis czyli nasz statek... (Adonis Traditional Boat Tours) 

Wypłynęliśmy wcześnie rano. Była 7:30. Było dosyć chłodno. Okazało się, że zabranie ze sobą bluzy nie było złym pomysłem, bo na wodach kaldery wiał mocny wiatr. Płynęliśmy w kierunku wulkanu, a w zasadzie jak się okazało.. w pierwszej kolejności mieliśmy odwiedzić gorące źródła i tam zakosztować kąpieli. Ta kolejność nie wydawała mi się dobrym pomysłem zważywszy na temperaturę o poranku, ale cóż... Tak czy inaczej byliśmy podekscytowani czekającymi na nas atrakcjami.

Palea Kameni
Dopłynęliśmy do pierwszej wyspy - Palea Kameni. To tu znajdują się gorące źródła, maleńki kościółek Świętego Mikołaja i maleńki domek pustelnika, który żyje tu ze swoim psem, kozą i kurami. Widzieliśmy go z daleka jak chodził po zboczu góry. Podobno życie ów pustelnika na tej maleńkiej wulkanicznej wysepce związane jest z niesamowicie romantyczną historią. Wokół jego postaci powstały całe legendy, które mówią o tym, że mężczyzna ten zakochał się w turystce. Niestety turystka opuściła wyspę i jego samego. Z rozpaczy wyprowadził się na wysepkę Palea Kameni i postanowił zamieszkać tam zupełnie sam, jedynie ze zwierzakami. Podobno też nie lubi turystów i ich przegania. A szczególnie - jak mówił nasz przewodnik - nie znosi kobiet
Pustelnik na skałkach
Palea Kameni - dom pustelnika











Brak myślenia czasami nie tylko boli...
Powiedziano nam, że przepłynąć trzeba około 25 metrów... Niestety każdy kto przepłynął ten odcinek jednakowo stwierdził, że z całą pewnością nie jest to 25 metrów i chyba nawet nie 50 metrów...
do gorących źródeł trzeba dopłynąć
Sama nie wiem jak to się stało, że ja - panikująca na sam widok wody - nie dość że weszłam na pokład statku, to po dopłynięciu do gorących źródeł zeszłam ze statku do wody i zaczęłam płynąć...
Troszkę się niestety przeliczyłam.... ehhhh ale mogę to doświadczenie potraktować jako mój osobisty sukces (??) przełamania strachu. W żadnych innych warunkach nie zeszłabym do nieznanej mi głębokiej wody, w której nie widać dna. W każdym razie moje zejście do głębokiej ciemnej otchłani wodnej zakończyło się tym, że po przepłynięciu mniej więcej połowy drogi do gorących źródeł naszła mnie myśl taka oto, że jestem już dość daleko od statku, że mam jeszcze spory kawałek do gorących źródeł i że dna nadal nie ma pod nogami. Taaaaak.... i wtedy właśnie spanikowałam.... Tak więc z wizją utonięcia postanowiłam wrócić na statek.... W tym czasie mój mąż dopłynął już do płytkiej wody i nawet nie zauważył, że nie ma mnie za nim....
Gdy obrócił się za mną, ja dopłynęłam już do statku, natomiast.... jedna z uczestniczek tej wyprawy naprawdę zaczęła się topić... Mój mąż rzucił się na pomoc. Chcąc ją wyciągnąć na płytsze wody niestety sam został kilkukrotnie pod nią wciągnięty. Kobieta naprawdę spanikowała i zamiast poddać się i umożliwić ratunek zaczęła kurczowo się go łapać i wciągać pod wodę.
Szczęście w nieszczęściu do płycizny było już blisko i udało się im dopłynąć do brzegu...
Na pomoc kobiecie ruszył również inny uczestnik tej nieszczęsnej wyprawy łapiąc koło ratunkowe ze statku aby mogła bezpiecznie wrócić na pokład.
Same źródła nie są bardzo gorące - wiem z opowiadań męża - ale są dużo cieplejsze niż woda którą się do nich płynie. I z całą pewnością pozostawiają trwałą pamiątkę na stroju kąpielowym: brunatno żółte zacieki i plamy... Dlatego ważne aby jednak wziąć ze sobą albo stary strój kąpielowy, którego nie będzie szkoda, albo taki, który ma ciemne kolory.
Po krótkiej kąpieli wszyscy wrócili na statek. Uratowana pani z wdzięczności przyniosła piwo mojemu bohaterowi :) i podziękowała za uratowanie życia. Myślę, że miała dużo szczęścia, i myślę też, że niestety ludzie zafascynowani tym co się dzieje dookoła porywają się na rzeczy, o które w życiu  by się nie podejrzewali, a tu w takich okolicznościach... no jak to.. być TAM i nie popłynąć? Sama prawie stałam się ofiarą własnych emocji i niestety wyłączenia się myślenia... To tak do przemyślenia... na przyszłość.

W drodze do kraterów na Nea Kameni..
Statek zaczął oddalać się od brzegu i wypłynął dalej... w kierunku Nea Kameni. To właśnie stożek wulkaniczny.
w drodze na Nea Kameni
coraz bliżej...











Było przed 9:00 rano. O tej porze coraz więcej statków zaczynało płynąć w kierunku wulkanu i zapewne w kierunku gorących źródeł. Zaczęłam rozumieć sens tak wczesnych kąpieli :)
Na Nea Kamini przybiły już dwa statki z turystami. Nasz zacumował jako trzeci za tymi dwoma. Aby zejść na ląd trzeba było przejść przez wszystkie pokłady po kolei. W końcu dotknęliśmy ziemi... a raczej chyba zastygłej lawy...
statki przy Nea Kameni
Zwiedzanie wulkanu to koszt 2 euro, które są przeznaczane na utrzymanie wyspy w odpowiednim stanie. Przetacza się tamtędy naprawdę masa turystów. Dopłynięcie z samego rana naprawdę ma sens ponieważ wędruje się w kameralnym gronie, a nie w tłumie.
Obrazu jaki zastaliśmy na miejscu nie da się z niczym porównać.... iście księżycowy krajobraz. Było pięknie, niesamowicie, tajemniczo i wiało grozą. W tyle głowy wciąż była myśl, że to przecież aktywny wulkan.
Na wyspie Nea Kameni znajdują się aktywne kratery.

ścieżki na Nea Kameni
jeden z kraterów na Nea Kameni


widok na Thire i Thirasię
Nea Kameni
Wyspa zrobiła na nas niesamowite wrażenie. Stąpaliśmy po zastygłej lawie i mimo, że zrobiliśmy kilometry aby obejść Nea Kameni, zobaczyć kratery i stację sejsmiczną to byliśmy naprawdę zachwyceni.
Wycieczki na Nea Kameni są organizowane praktycznie z każdego miejsca na wyspie Thira. Autokary dowożą turystów do portu, a stamtąd statki codziennie zabierają spragnionych wrażeń turystów.
księżycowe krajobrazy
widok na Thirasie
widok na Palea Kameni i Aspronisi
W pobliżu kraterów czuć zapach siarki, a ściany krateru pokryte są żółtym siarkowym nalotem. Całość tworzy niesamowity obraz tej wulkanicznej wyspy i pokazuje potęgę natury.
Naukowcy wciąż badają ten obszar ze względu na fakt zagrożenia erupcją. Pod Santorynem nieustannie rośnie komora wypełniona magmą, o czym można przeczytać TUTAJ
stacja sejsmiczna
stacja sejsmiczna na Nea Kameni











którędy do statku?
Pomału trzeba było kończyć spacer po wulkanie... przed nami był jeszcze naprawdę spory kawał drogi do statku, a przecież nie chcieliśmy tu zostać na noc. Ruszyliśmy więc w drogę powrotną starając się iść tą samą drogą którą przyszliśmy, choć do końca nie byłam pewna czy dobrze idziemy.
Po dość długiej wędrówce, która zdawała się nie mieć końca, udało nam się trafić do "portu" w którym cumował nasz statek.
Przed nami był ostatni punkt programu... czyli Thirasia



statki przy Nea Kameni
ulga po odnalezieniu portu










Na obiad na Thirasię..
Statek ponownie wypłynął na kalderę. Miałam wrażenie, że wiatr był mocniejszy niż rano.  Thirasia zrobiła na mnie równie wielkie wrażenie. Może przez to, że wydawała się bardziej "na uboczu" bardziej "dzika" niż Thira. Zacumowaliśmy przy nabrzeżu. Tu nawet woda była bardziej błękitna niż gdziekolwiek indziej dotąd w archipelagu Santoryn
Thirasia
port Thirasia coraz bliżej
Wyszliśmy na ląd i poszliśmy się przejść. Nie mieliśmy jednak siły aby jeszcze tu wspinać się po schodach na górę. Trochę żałuję, ale nasze organizmy powiedziały "dość" tym bardziej, że mój mąż nie powinien forsować stopy po niedawnym skręceniu (jeszcze przed wylotem na Santorini).
Trzeba przyznać, że kawę na greckich wyspach mają wyśmienitą. Jeżeli chodzi o jedzenie, to bardziej jadłam oczami. Bardzo lubię próbować nowe smaki, a greckie smaki wyjątkowo :) Jednak wysokie temperatury na szczęście pozwoliły utrzymać dietę, o ile dietą można nazwać objadanie się baklavą ;P Po wypiciu kawy, przekąszeniu małej porcji obiadowej poszliśmy objąć ten surowy krajobraz.
Tawerna
w porcie na Thirasii
błogi czas na Thirasii
Na Thirasii było naprawdę pięknie. Ludzie leniwie siedzili w tawernach, koty błąkały się otumanione temperaturą szukając cienia na przemian z wygrzewaniem się na słońcu. Na suchych skrawkach ziemi stały ospałe osiołki. Wszystko było takie powolne, leniwe, spokojne...
osiołki na Thirasii
kocisko
odpoczynek
przed powrotem na Thirę
Usiedliśmy nad brzegiem morza i moczyliśmy rozgrzane stopy w wodzie. Było naprawdę gorąco. Naszego statku nie było. Okazało się, że odpłynął z Thirasii i musieliśmy na niego poczekać, ale tym razem naprawdę nie miałabym nic przeciwko gdybym mogła tam zostać :) Powoli jednak trzeba było wracać. Czekał nas jeszcze tylko powolny powrót z ostatnią atrakcją jaką było oglądanie wyspy Thira z kaldery. Błogi relaks na pokładzie statku :) Cały dzień obfitował w takie wrażenia, że taki powolny powrót był dla nas zbawienny i pomógł się wyciszyć. Każda z wysp archipelagu Santoryn robi niesamowite wrażenie z poziomu kaldery. Niezależnie od pory dnia :) Rejs powrotny był dla mnie czystą przyjemnością pozbawioną strachu przed pływaniem. Nie wiem czy sprawiły to widoki, zmęczenie, czy ogrom wrażeń. Było po prostu pięknie.
rejs po kalderze
widok na Oia z kaldery i Amoudi Bay
było pięknie

Siga Siga - My Word na Facebooku oraz na Instagramie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz